niedziela, 19 sierpnia 2007

Yerba mate - herbata inna niż wszystkie

Herbatka odchudzająca z mnóstwem przeciwutleniaczy, a jednocześnie ożywiająca jak kofeina?

Catherine Townsend opisuje, jak zrezygnowała z kawy na rzecz yerba mate.

Zawsze unikałam noworocznych postanowień, ale w 2005 roku mój zwyczaj picia porannej kawy wymknął się spod kontroli. Kiedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie otworzyć oka bez cafe latte, wiedziałam, że czas na zmiany.

Bardzo zaintrygowały mnie więc informacje o południowoamerykańskim zielu, które po zaparzeniu daje ponoć takiego kopa jak kofeina, ale nie powoduje bólu głowy ani innych przykrych skutków ubocznych. Tak jak zielona herbata, yerba mate zawiera wiele przeciwutleniaczy, co czyni z niej idealny napój na styczniowy sezon oczyszczania organizmu.

Najbardziej prawdopodobną przyczyną, dla której Madonna i Hillary Clinton piją ją podobno litrami, jest jednak to, że słynie z tłumienia apetytu. Matt Dillon, Meg Ryan i Gwyneth Paltrow piją toniki na bazie yerba mate, a Moby sprzedaje ją w swej nowojorskiej kawiarni Teany. Postanowiłam więc przeprowadzić test.

Yerba mate jest popularna w Ameryce Południowej, a zwłaszcza w Argentynie, gdzie pasterze bydła zaczęli przyrządzać ją już na początku XVIII wieku. Obecnie podaje się ją zwykle w tykwie i pije przez metalową rurkę. Z biegiem lat rosła sława tego zdrowego napoju – osoby pijące go twierdzą, ze oczyszcza krew, zwiększa odporność, chroni przed zimnem, osłabia stres i tłumi apetyt.

Katie Healey, rzeczniczka firmy Cotswold Tea, która na swojej stronie internetowej sprzedaje yerba mate sypką i w torebkach, mówi, że w ostatnich miesiącach zauważyła wzrost popytu na tę herbatę. „To jeden z naszych najpopularniejszych produktów. Mamy wielu klientów, którzy zamawiają za jednym zamachem 20 opakowań. Sama piję cztery filiżanki mate dziennie. Czuję, że dzięki temu cały czas sprawnie myślę, a do tego mam uczucie sytości, więc zamiast sięgać po ciastko czekoladowe, wypijam kolejną filiżankę. Dużo osób mówi, że dzięki tej herbacie straciły na wadze. Osobiście mogę powiedzieć, że korzyści zdrowotne są ogromne”.

Pierwszego dnia wypróbowuję „tradycyjną" mate w torebkach. Wygląda i pachnie jak zwietrzałe oregano. W smaku wcale nie jest lepsza: przywodzi mi na myśl aromatyzowane siano, ale dodaję trochę cytryny i jakoś udaje mi się wypić. Jednak zauważam, że godzinę później nie mam bólu głowy, który na pewno trapiłby mnie, gdybym wypiła bezkofeinową herbatę ziołową. To zapewne dlatego, że – jak czytam na opakowaniu – yerba mate zawiera około 20 mg kofeiny na porcję, podczas gdy w przeciętnej filiżance kawy jest jej 137 mg. To wystarcza, żeby oddalić nękające mnie objawy odstawienia używki.

Drugiego dnia dodaję do herbaty mleko i cukier, dzięki czemu jej smak trochę się poprawia. Muszę jednak dosypać tyle słodziku, że chyba sprowadza to do zera działanie tłumiące apetyt.

Przez następne kilka dni postanawiam rozszerzyć eksperyment o mieszankę yerba mate matecino z dodatkiem kawałków migdałów, kakao i kwiatów kukurydzy, którą kupuję na stronie internetowej modnej nowojorskiej herbaciarni Sympathy For The Kettle. Pachnie uroczo i jest zdecydowanie mniej gorzka, ale nie mogę oprzeć się myśli, ze przypomina mi słabą kawę. Decyduję się na powrót do wersji podstawowej, co nie jest łatwe, bo choć fani yerba mate twierdzą, że człowiek z czasem się do niej przekonuje, nie zmienia to jej zasadniczej cechy – że smakuje raczej paskudnie.

Kilka firm zaczęło jednak produkować mieszanki: chai, waniliową i wiele innych, więc chyba jeszcze trochę poeksperymentuję. Healey radzi, bym się porozglądała. „Na początku nie znosiłam tego smaku, ale nie poddawałam się, żeby sprawdzić, czym ludzie tak się zachwycają. Teraz ją uwielbiam, zwłaszcza chai” – mówi.

Mimo odstręczającego smaku nie chcę jeszcze rezygnować z tej dziwnej herbaty, bo w ciągu weekendu zauważyłam, ze chociaż cała moja rodzina ma grypę i zapalenie oskrzeli, mnie udało się nie zachorować.

Szczerze mówiąc, wspaniale się czuję. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak mocno spałam – odnoszę wrażenie, że yerba mate, w przeciwieństwie do kawy, nie zakłóca cyklu mojego snu i nie drażni żołądka. Zauważyłam też, że mam więcej energii, i to bez uczucia odwodnienia jak po kawie albo herbacie. Niestety ani trochę nie schudłam. Ale to może skutek obżerania się bożonarodzeniowym puddingiem.

Na razie zamierzam więc nadal pić yerba mate. Nie mogę jednak obiecać, że radykalnie zerwę z kawą. Herbata może jest zdrowsza, ale sojowe kawki latte wciąż nawiedzają mnie w snach.

Catherine Townsend „The independent”

Żródło tekstu www.onet.pl

Brak komentarzy: